Czego można się spodziewać po zrealizowanym przez choreografa Britney Spears filmie opowiadającym o studentach renomowanej nowojorskiej szkoły dla artystów? Nie wiem jak wy, ale ja nie postawiłbym swoich pieniędzy na odpowiedzi w rodzaju "dobrego aktorstwa i zajmującej historii". O dziwo, na tym polu film Kevina Tancharoena okazuje się jednak sporym zaskoczeniem – właściwie cały młody zespół gra na wysokim poziomie, zaś fabuła, choć niemiłosiernie oklepana, ma dramatyczny potencjał. Otwierająca "Fame" sekwencja naboru do pierwszej klasy to istna kakofonia – w następujących po sobie króciutkich scenkach przyglądamy się młodym osobom próbującym wyrwać losowi z garści przepustkę do świątyni sztuki. Jeszcze nie wiemy dokładnie, czy mają talent, czy tylko dobre chęci. Wywodzą się z różnych środowisk, posiadają odmienne zainteresowania i temperamenty, inaczej zapatrują się na to, co chcieliby robić w przyszłości. Ci bardziej obrotni już próbują załapać się na swoją porcję piętnastu minut sławy – startują w castingach do seriali, nagrywają muzykę. Czego ma ich nauczyć szkoła? Przede wszystkim wyrobić w nich dyscyplinę, a dopiero potem sprawić, by boża iskra zamieniła się w płomień. Konwencja musicalu nakazała twórcom naszpikować scenariusz pokaźną liczbą scen tańca i śpiewu. Niektóre z nich są wyłącznie efekciarskie, inne (jak samotne wykonanie tytułowej piosenki przez Naturi Naughton) wzbogacają emocjonalny krajobraz filmu. Jednak nawet jeśli portrety psychologiczne niektórych bohaterów pozostają jedynie niedokończonymi szkicami, to i tak finalnie tworzą one interesujący obraz całego pokolenia. Epizodyczna struktura sprawia, że "Fame" przypomina szkolną kronikę, w której znalazły się najciekawsze wydarzenia z życia rocznika: pierwsze miłości i rozstania, sukcesy, porażki oraz poważne zawodowe decyzje. Pomiędzy kolejnymi występami rodzi się skromna refleksja na temat losu artysty – pełną dojrzałość zyskuje on z chwilą uświadomienia sobie własnych zalet i ograniczeń. Jedni absolwenci staną się znanymi tancerzami i aktorami, inni wrócą do rodzinnych miejscowości i będą uczyć dzieci. Każde z nich ma szansę na spełnienie tylko pod jednym warunkiem: musi wykonywać swoje zajęcie z pasją. Inaczej będzie zombie, a nie sztuka.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu